Listy od czytelników

 

 

30.X.2002 r.

Zupełnie przypadkowo w Gdańsku dostałem nr 19 Sudetów, a ponieważ przez długi okres czasu mieszkałem w Karpaczu od 1945r., więc "klimaty" sudeckie i karkonoskie są mi szczególnie bliskie. Jestem od 30 lat kustoszem zamku malborskiego, ale gdy tylko czas mi pozwala, wybieram się z aparatem i notatnikiem na "stare szlaki".
Pozdrawiam. Życzę Wydawniczych sukcesów.
Antoni Chodyński

2002/2003 r.

Droga Redakcjo,
Jestem zachwycony. Nie wiedziałem, że czasopismo takie w ogóle istnieje. A tymczasem moja młodość to właśnie Sudety. Praca magisterska w Górach Izerskich i doktorska w Górach Kaczawskich, Studenckie Koło Przewodników w Akademickim Klubie Turystycznym. Jakże się to dziś wszystko zmieniło.
Pisząc krótką recenzje o "Mikrokosmosie..." Normana Davisa i Rogera Moorhousa zaznaczyłem, że: "W zamierzchłych czasach lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, gdy chodziłem do szkół we Wrocławiu, przeszłość miasta wychodziła na każdym kroku. A to nagrobki na likwidowanych później cmentarzach, a to napis na włazie do podziemnego kanału. O tych niemieckich śladach (innych już nie było, inne były w muzeach i archiwach) nie bardzo było wolno mówić, ani ich zauważać. Pamiętam moje nimi zainteresowanie i złość, że się jest wyzbytym historii swej malej ojczyzny"
Dziś zawartość Waszego czasopisma, świadczy jak bardzo zmieniła się rzeczywistość i jak w pełni korzystacie z historii regionu na pograniczu trzech kultur. Pisałem też: "(...) pogranicza często tak zaskakująco owocowały (Robert Schuman, Alcide de Gasperi, Czesław Miłosz.)". Ten ostatni cytat z samego siebie nawiązuje do Waszego artykułu o Euroregionach.
Zawartość czasopisma świadczy, jak bogatym życiem, godnym swej wspaniałej historii żyje Dolny Śląsk. Ileż inicjatyw lokalnych! Cykl o herbach mówi, że ktoś będzie jeszcze pamiętał o historycznych rodzinach, których ślady tak mnie interesowały zawsze na nagrobkach i kartuszach. No i najpiękniejsze w tym wszystkim góry. Moc nowych szczegółów przyrodniczych. Ile pięknych zdjęć! Dla mnie góry dziś to już tylko skarpa wiślana w Czersku koło Warszawy. Ale tam też jest zamek. A historii uczyłem się w Sudetach.
Z radością wśród Współpracowników Waszego czasopisma spotkałem nazwiska znane mi ze szkoły średniej i z czasów studenckich.
Dobrze świadczy o Redakcji i Wydawnictwie bogata szata graficzna czasopisma:
reklamy dowodzą, że Zespół radzi sobie w rynkowej rzeczywistości i pismo nie będzie efemerydą, jak tyle innych tytułów.
Łączę serdeczności i podziękowania
Andrzej Ostromęcki

16.XII.2002 r.

Panie Redaktorze!
Będąc od niedawna czytelnikiem i prenumeratorem Waszego pisma z niekłamaną satysfakcją patrzyłem na wysoki jego poziom (co zresztą było powodem załatwienia prenumeraty). Solidne, ciekawe artykuły, dobry warsztat dziennikarski i szeroki wachlarz prezentowanych wiadomości - to cechy, które zapewnią pismu stała pozycje na dolnośląskim a i sądzę - krajowym rynku wydawniczym.
Po tej zasłużonej beczce miodu, chcę jednak uronić w nią tylko kropelkę dziegciu, bowiem w świątecznym numerze znalazłem coś, co mnie. nie kłamię - lekko poruszyło. Nie Wasza to w 95% wina, z góry zaznaczam, ale... Dotyczyło by to nie tak znów mało ważącej sprawy, jak poszanowanie czyichś poglądów i to nawet nie politycznych, bo tu różne "wyskoki" znieść lub usprawiedliwić czasem można, ale - religijnych. A teraz do rzeczy! W artykule o Strzesze Akademickiej znalazło się zdjęcie z wystawianych tam Jasełek, na którym, co tu dużo gadać, widać, iż autorzy widowiska trochę przeszarżowali z "dowcipem". Spójrzcie na postać uśmiechniętej dziewczyny odgrywającej postać Matki Boskiej i na jej "futbolowy biust". Dla mnie jest to już, zapewne nieświadoma, kpina, a conajmniej brak smaku i poszanowania spraw niebagatelnych. Że dzisiejsza młódź kpi sobie ze wszystkiego, najważnieszy jest "ubaw" i "luz" - sami, nieco starsi dobrze z obserwacji wiemy. Ale...cóż, można było lekko ocenzurować taką fotografię, choć, być może nawet redakcja nie zauważyła, że nie jest ona stosowna! Więcej nie będę się wywnętrzał, bo znając Waszą klasę - nie wątpię, iż wyciągniecie z tego odpowiednie wnioski.
Łączę wyrazy szacunku i życzenia pomyślności na cały Nowy Rok 2003.

2002/2003 r.

Szanowna Redakcjo!
Jestem Państwa stałym czytelnikiem od pierwszego nr. Waszego pisma. Uważam je za doskonałą lekturę, pełną interesujących artykułów i zdjęć. Szczególnie gratuluję osobie, która dobiera wiersze wyciągnięte z lamusa poezji. Są świetne! jestem wielbicielem Dolnego Śląska. Jest tyle nieodkrytych historii, tyle zapomnianych wiosek i miejsc...
Dzięki Państwu moja wiedza o tym regionie stale rośnie.
Dziękuję Wam za to.
(...)
Z szacunkiem
Przemysław Warkocki

27.I.2003 r.

Grudniowy numer miesięcznika zawiera ciekawy artykuł pt. "czternastu orędowników- wspomożycieli" autorstwa Witolda Papierniaka mówiący o interesującym kulcie religijnym na Śląsku , który zaowocował znaczną liczbą dzieł sztuki z którymi stykamy się w kościołach. Półlegendame postacie świętych z początków chrześcijaństwa o barwnych żywotach są bardzo ciekawe do rozszyfrowywania poprzez swoje atrybuty na obrazach i rzeźbach.
Wśród miejsc wymienionych w artykule , gdzie znajdują się obrazy i rzeźby czternastu Wspomożycieli ku memu zdziwieniu nie znalazłem najwybitniejszego z nich a znajdującego się w Nysie w kościele pw. Św. Jakuba. Jest to obraz "Matki Boskiej z Jezusem i cztenastoma świętymi Wspomożycielami "namalowany na desce w 1524 roku przez Hansa Düera / brata słynnego Albrechta / znanego z prac na Wawelu , gdzie posiadał tytuł nadwornego malarza królewskiego- Obraz znalazł się w Nysie, stolicy księstwa biskupiego, dzięki biskupowi wrocławskiemu Jakubowi Salza /1520-1539 /. Posiada on klasyczną kompozycję z podziałem na strefy. W niebiańskiej, górnej w aureoli aniołów jest postać Marii w koronie na głowie , z berłem i Jezusem na lewym ramieniu. W strefie ziemskiej ,dolnej zebrani są w półkolu święci Wspomożyciele - wspaniała kompozycja 14 postaci w pełnych przepychu renesansowych strojach i oczywiście ze swoimi atrybutami pozwalającymi rozszyfrować każdą z nich. Ciekawym szczegółem obrazu jest fakt, iż na łące gdzie stoją święci, wśród kwiatów jest ukryta twarz twórcy tego dzieła Hansa Düera.
Zachęcam do szczegółowych oględzin obrazu będącego jednym z najwybitniejszych dzieł malarstwa w Polsce z okresu wczesnego renesansu. Robi on wielkie wrażenie ze względu na rysunek, kolorystykę , oraz precyzję w ukazaniu szczegółów. Renesansowe stroje świętych to wręcz kolekcja ówczesnej mody europejskiej. Mnie osobiście zafascynowały twarze świętych, które są niemal portretami. Z sobie wiadomych względów artysta namalował je jako twarze ludzi nie budzących sympatii a niektóre są niemal odpychające. Przedstawiając słynny obraz Hansa Dürera jako uzupełnienie artykułu, zachęcam jednocześnie wszystkich miłośników historii i zabytków do odwiedzenia Nysy a szczególnie poznania kościoła pw. Św. Jakuba zwanego ze względu na swoją monumentalność, oraz wspaniałe mauzoleum biskupów wrocławskich - katedrą nyską. Zgromadzone tam dzieła sztuki architektury, rzeźby, malarstwa od gotyku poprzez renesans, barok, klasycyzm, aż po XIX wiek pozostawią niezatarte wrażenia .
załącznik: zdjęcie mojego autorstwa katedry nyskiej z dzwonnicą w nieco odmiennym ujęciu niż powszechnie znane.
z poważaniem
Witold Pluta
Nysa

PS. Gratuluję Redakcji wydawanego miesięcznika, który z zainteresowaniem czytam od pierwszego numeru. Artykuły są ciekawe i zawierają dużo informacji przydatnych w poznawaniu regionu . Wysokiej klasy są fotografie zarówno te artystyczne jak i ilustrujące poszczególne artykuły. Dotyczy to również reprodukcji ilustracji, obrazów, map i dawnych projektów budynków.
Życzę dalszych sukcesów całemu Zespołowi.

08.II.2003 r.

Przesyłam moje wybrane wspomnienia związane z ubiegłorocznym urlopem. Chęć odwiedzenia opisanych okolic, szczególnie Bukowca, była tak silna, że nie mogło być mowy o zmianie azymutu w wolnym od pracy miesiącu sierpniu.

Moja przygoda z Bukowcem

Na ubiegłoroczny urlop zaplanowałam podróż nostalgiczno-sentymentalną do miejsca, gdzie jako dziecko spędziłam latem 1957 i 1958 roku całe sześć miesięcy. Wioska w Rudawach Janowickich - Bukowiec miała być celem moich odwiedzin po czterdziestu czterech latach.
Początkowo przeszukiwałam "pliki" pamięci z tamtego pobytu. Potem doszły mapy, przewodnik Pascala i na długo przed wyjazdem miałam ułożony plan wędrówek przez przepiękne okolice Rudaw, Sokolich Gór i Wzgórz Karpnickich, poprzecinanych potokami i rzekami, w dolinach których znajdują się stare, zabytkowe wioski z pałacowymi rezydencjami.
W internecie znalazłam gospodarstwo agroturystyczne Pana Janusza Kalisza w Mysłakowicach. Ładny, wygodny dom z właścicielem bardzo przejętym gośćmi. Duży teren wokół domu otoczony świerkami, wzorowo utrzymany, ze stawem i panoramą Śnieżki. Odgłos dzwonów z pobliskiego kościoła dopełniał uczucia radości, spokoju i szczęścia.
Malutki Bukowiec znalazł się oczywiście na początku trasy zwiedzania. Potem kilkakrotnie tam wracałam szukając za każdym razem innej drogi, ciągle
nienasycona widoków, nowych miejsc do zapamiętania i poszukiwania starych, fragmentami wbitych w dziecięcą pamięć. Kolejowy Dom Zdrowia Dziecka - taką chyba miała wtedy nazwę placówka, w której przebywałam, stoi nadal, dobrze utrzymany i zadbany. Ma właściciela, który organizuje kolonie, obsługuje wycieczki i zapewnia miły oraz niedrogi wypoczynek przez cały rok.

Pałac w Bukowcu był siedzibą rodu von Reden, którego przedstawiciel Fryderyk, kupił wieś pod koniec XVIII wieku i pod wpływem żony rozpoczął jego przebudowę w stylu klasycystycznym, tworząc jednocześnie przepiękny sentymentalny zespół parkowo-pałacowy.
Obecnie, po licznych przebudowach, z zatartymi śladami świetności, obiekt prezentuje się mało ciekawie. Posiada smutne otoczenie i tylko ładny podjazd. Wewnątrz nie pozostało nic z dawnego wyposażenia. Należy do Karkonoskiego Uniwersytetu Ludowego i służy jako średniej klasy hotel.
Budynki przypałacowe ogromne, klasycystyczne, okropnie zaniedbane, w większości czekają na zrujnowanie. Szkoda, tak bardzo chciałabym, żeby jeszcze ożyły i ożywiły odcinek drogi przez wieś, przy której stoją. Na starej widokówce z okresu świetności wsi, fragment tych zabudowań opisany został jako browar i restauracja.
Z tamtego dziecięcego pobytu, ze spacerowych tras, zapamiętałam jakiś prześliczny domek. Musiałam więc go odszukać. Znalazłam go przypadkiem, również na starej widokówce z Bukowca, i oczywiście poznałam. Idąc od pałacu, za budynkami gospodarczymi napotyka się wspinającą się w górę wąską drogę do lasu. Mija się najpierw ruiny Świątyni Ateny na skarpie, gdzie hrabina von Reden przychodziła ze swoimi gośćmi na herbatę, a trochę dalej ukryty wśród drzew i pięknej zieleni stoi nadal - Dom Ogrodnika.
Przepiękny stary dom (ma chyba około dwieście lat) należał do zarządcy całego majątku, którym był znany i ceniony twórca ogrodów Walther.
Tzw. Walterhaus został zbudowany na terenie parku jako jeden z elementów całego zespołu krajobrazowego.
Był o wiele ładniejszy w latach, kiedy utkwił mi w pamięci. Dach z łupków teraz pokrywa okropna papa. Dom ma wspaniałe kamienne podcienia, niespotykane w zabudowie tego regionu. Zapraszają do schronienia przed słońcem i wypicia szklaneczki dobrego wina gospodarzy. Właściciel momentalnie pojawił się w oknie, gdy wyciągnęłam aparat, i chętny do rozmowy wyszedł na ścieżkę posesji. Nie przedstawiliśmy się sobie, więc nie znam nazwiska człowieka, którego też dawno temu tak urzekło to miejsce, że postanowił tutaj zamieszkać. Pracownik naukowy z Poznania osiedlił się w Bukowcu z całą rodziną z dala od zgiełku wielkiego miasta, i z rozmowy wywnioskowałam, że jest szczęśliwy. Bardzo mu zazdroszczę. Ma blisko domu stare piękne drzewa z olbrzymim, kilkusetletnim dębem, oryginalną roślinność i wiele planów na przyszłość.
Za domem droga prowadzi na wzgórze do ruin wieży widokowej i amfiteatru. Wspaniałe miejsca, ciche i spokojne wśród malowniczych lasów, szkoda, że zapomniane i zaniedbane. Wygodne ścieżki rowerowe pozwalają objeździć okolice prawie całego Rudawskiego Parku Krajobrazowego.
W pejzaż Bukowca wpisane są też dwa urzekające stawy. Większy "Kąpielnik'', w czasach świetności tej letniskowej wsi, służył jako basen kąpielowy dla znamienitych gości. Zbocze Mrowca (513 m n.p.m.) w tle, od strony pałacu, do samych brzegów stare lipy, dęby, graby i buki. Usiadłam nad wodą, wyszło piękne słońce, byłam taka szczęśliwa i zauroczona. Skojarzył mi się wiersz Wisławy Szymborskiej p.t. "Chwila":
...
Wszystko na swoim miejscu i układnej zgodzie.
W dolince potok mały jako potok mały.
Ścieżka w postaci ścieżki od zawsze do zawsze.
Las pod pozorem lasu na wieki wieków amen,
a w górze ptaki w locie w roli ptaków w locie
Jak okiem sięgnąć panuje tu chwila.
Jedna z tych ziemskich chwil
proszonych, żeby trwały.

Przed kilkoma wiekami w Mysłakowicach, Bukowcu, Karpnikach i Wojanowie
osiedlili się możni ówczesnego świata.
Powstały wtedy właśnie rezydencje królewskiej rodziny Hohenzollerów i zaprzyjaźnionych z nimi rodów. Im zawdzięczamy wspaniałe niegdyś parki, pałace, dużą ilość stawów, dobre drogi i rozwój przemysłu.
Nie potrafię sobie przypomnieć gdzie przeczytałam, że jedną z pierwszych widokówek na świecie, była widokówka z Bukowca.

We wspomnianych wyżej Mysłakowicach król Prus, Fryderyk Wilhelm III kupił pałac i utworzył w nim swoją letnią rezydencję. Przebudowę i upiększanie pałacu i okolicy kontynuował również jego następca Fryderyk Wilhelm IV. Władca ten podarował Karpaczowi norweski kościółek Wang, do czego przyczyniła się hrabina Johanne Julianne Friederike von Reden - pani na Bukowcu. Ta mądra i światła kobieta bardzo zasłużyła się dla regionu. Mężem jej był Fryderyk Wilhelm von Reden, twórca przemysłu górniczego na Górnym i Dolnym Śląsku (otrzymał za to tytuł hrabiego), późniejszy minister górnictwa i hutnictwa w rządzie pruskim. Zmarł w 1815 roku w Bukowcu. Został pochowany w tzw. opactwie, wybudowanym przez małżonkę u podnóża Mrowca. Trudno obecnie zidentyfikować jakiekolwiek ślady grobowca von Redenów - tej wybitnej pary działaczy gospodarczych i społecznych Śląska.
Hrabia von Reden doczekał się niedawno odsłonięcia pomnika w Chorzowie. Fakt ten wywołał wiele emocji w naszym społeczeństwie.
Cichy, zaniedbany i zapomniany Bukowiec, powinien jak najszybciej doczekać się przywrócenia dawnego piękna zachowanych zabytków i terenów parkowych.
Całym sercem gorąco namawiam do powstania Towarzystwa Miłośników Bukowca bądź utworzenia Stowarzyszenia, którego członkom i działaczom będzie zależało na zrekonstruowaniu częściowo zatartych już śladów historii tej okolicy. Przyrzekam sobie i wszystkim zainteresowanym, że włączę się, mimo odległości, w prace na rzecz tej inicjatywy. Marzy mi się przenieść jak najbliżej tych ścieżek, kiedy przestanę być czynna zawodowo. Na razie serdecznie namawiam do podjęcia takiej działalności Właściciela Domu Ogrodnika, który stąpa na co dzień po śladach pamięci, i wcześniej niż ja, rozpoczął swoją przygodę z Bukowcem.

Położone 5 km na północny wschód od Bukowca Karpniki są starą i znaną wsią, którą również odwiedzały znamienite rody i osobistości tamtych czasów. Karpnickie stawy położone po obu stronach drogi prezentują się bardzo malowniczo na tle wzgórz i sokolików. Dostępu do nich bronią z każdej strony tabliczki o treści:'' Teren prywatny. Wstęp wzbroniony.''
Podobnej treści tablice odstraszają turystę od zwiedzania i oglądania pałacu, który należał do brata króla pruskiego - księcia Wilhelma i jego żony Marii.
Po licznych powojennych właścicielach, mimo, że od 1995 roku pałac znów jest w prywatnych rękach, nic się wokół niego nie dzieje i nadal niszczeje.
Bardzo smutne i przygnębiające wrażenie, wywierają na turyście zwiedzającym Karpniki, ruiny kościoła ewangelickiego. Budowla została pozbawiona dachu podczas pożaru i dlatego straszy teraz rozsypującymi się murami.
Największy szok przeżyłam zobaczywszy zespół pałacowy Boberstein w dzielnicy Wojanowa - Bobrowie. Ładnie położony nad brzegiem Bobru, u podnóża Sokolich Gór, zamek-rezydencja o architekturze nawiązującej do wzorów francuskich i niderlandzkich, popadł w ruinę między innymi z powodu kradzieży zabytkowych dachówek. Nie spotkałam nigdzie dotąd podczas swoich wędrówek po Polsce podobnej budowli. Wzrok przyciąga kwadratowa wieża z
flankami i bardzo wysokim dachem, którego zarys wyznaczają obecnie tylko drewniane ażury. Nie potrafię opisać tej przedziwnej architektury z mnóstwem wieżyczek i balkoników, połączonych ciemnoczerwonym kamieniem. Całość obramowana została szarymi murami przypominającymi bastiony, w które wpisano zabudowania gospodarcze. To niezwykłe miejsce sprawia okropne wrażenie z powodu zrujnowania. Nie mieści mi się w głowie, że żyjemy w kraju, w którym dopuszczono się do takiego zniszczenia zabytków.
Cieszę się, że nareszcie znalazł się ktoś, komu zależy, aby uratować w ostatniej chwili resztki tej budowli. Żałuję, że nie skorzystałam z zaproszenia miłej młodej dziewczyny zatrudnionej przez przedstawiciela Polsko-Niemieckiego Centrum Kultury i Tradycji Śląska (nowego właściciela pałacu) do obejrzenia mozaikowej posadzki w dostępnych parterowych pomieszczeniach.
Wróciłam tam jeszcze po kilku dniach, ale brama wejściowa była zamknięta.
Przemiłe dwie staruszki Ślązaczki spod Rybnika pełniły samotnie wartę przy bramie, ponieważ cała kolonia, zakwaterowana w przypałacowych budynkach udała się z organizatorami na wycieczkę. Zaproszono nas na drugi dzień na kawę i kołacz.
Zaświtała iskierka nadziei, że coś się dzieje, żyje, i za kilka lat, mój kilkumiesięczny wnuk Roch, który był ze mną, moją córką i zięciem pod bramą tej ruiny, przyjedzie znów i zobaczy odbudowany obiekt.
Jest mi obojętne, czy to zrobi Niemiec, Ślązak czy Polak. Ważne, że będzie stał i już nie straszył, tylko cieszył oczy oraz zapraszał do zwiedzania bądź odpoczynku.
Takiego czasu doczekały już pałace w sąsiedniej Łomnicy.

Namawiam gorąco do odwiedzenia opisanych w skrócie terenów przedsionka Karkonoszy i ich zabytków, mimo że złote lata mają już dawno za sobą..
Gościły przecież wybitne osobistości tamtych czasów. Wierzę, że nauczymy młodsze pokolenia szanować historię - trudną, złożoną, nawet obcą, ale dotyczącą teraz naszego kraju.
Mam nadzieję, że czytelnik moich wspomnień z odbytej wycieczki zaduma się nad losem zabytków tego regionu. Być może będzie to przyczynek do uratowania i odbudowy tego, co zostało już w powojennych latach zniszczone.
Małgorzata Zielińska

W załączeniu 9 fotografii miejsc i obiektów:
Zdjęcie nr 1. Widok na Karkonosze z Mysłakowic
Zdjęcie nr 2. Pałac w Mysłakowicach - neogotycka letnia rezydencja króla Prus
Fryderyka Wilhelma III.
Zdjęcie nr 3. Pałac w Bukowcu - siedziba rodu von Redenów.
Zdjęcie nr 4. Dom Ogrodnika - zabytkowy dom należący do zespołu parkowo
- pałacowego Bukowca.
Zdjęcie nr 5. Karpniki - ruiny kościoła ewangelickiego.
Zdjęcie nr 6. Zespół pałacowy Boberstein w Wojanowie-Bobrowie -
widokówka według sztychu nieznanego mi autora
przedstawiająca budowlę w latach jej świetności
Zdjęcie nr 7. Pałac Boberstein w Wojanowie -Bobrowie - stan z sierpnia 2002.
Zdjęcie nr 8. Staw "Kąpielnik" w Bukowcu.
Zdjęcie nr 9. Mniejszy pałac w Łomnicy - tzw. Dom Wdowy odremontowany
przez Stowarzyszenie Pielęgnacji i Kultury Śląska.

10.II.2003 r.

Przesyłam próbkę zdjęć jakich wiele wykonałam w ubiegłym starając się zdobyć Koronę Polskich Gór. Jako osoba urodzona w Zakopanem, a następnie mieszkająca na Górnym Śląsku zupełnie nie znałam obszaru Sudetów. Podjęte wyzwanie zdobycia konkretnych szczytów w poszczególnych pasmach sudeckich wymagały ode mnie zdobycia materiałów . i w ten sposób zetknęłam się z Waszym czasopismem. Plonem moich wycieczek jest 25 zużytych filmów , które składają się na 8 albumów, dokumentujących zdobycie wszystkich najwyższych szczytów w Polsce w tym po polskiej stronie Sudetów oraz Pradziada. Dokumentując poszczególne wycieczki sporządzałam sprawozdania z tych eskapad. W tej chwili w dalszym ciągu je opracowuję i wybieram najładniejsze ujęcia. W załączeniu przedstawiam relację z wejścia na Wysoką Kopę oraz 2 zdjęcia z tej wycieczki, które mi się najbardziej podobały. Przedstawiam też zdjęcie wodospadu Wilczki w Międzygórzu, które mnie osobiście najbardziej zafascynowało jako najpiękniejsza miejscowość, którą odwiedziłam w Sudetach. W bieżącym roku zamierzam dalej zdobywać szczyty Sudetów, tym razem po stronie czeskiej, w czym mam nadzieję będzie mi pomocna Wasza redakcja, organizująca takie wyjazdy. Do zdobycia Korony Sudetów pozostało mi tylko 9 szczytów za granicą.
Niestety trudno zdobyć u nas w Polsce, a na Śląsku w szczególności jakieś dobre mapy, czy w ogóle informacje jak dojechać w pobliże szczytów i jakimi szlakami można tam podejść, takie informacje znalazłam tylko u Państwa za co bardzo Was chwalę. Zainteresowały mnie też liczne artykuły opisujące historyczną przeszłość i zabytki jakie można odwiedzić w tym bogatym turystycznie regionie.
Łączę pozdrowienia licząc na dalszą ciekawą lekturę Waszego czasopisma , którego obecnie jestem prenumeratorką.
Urszula Żródłowska

XXII. WYSOKA KOPA - 1126 m
Najwyższy szczyt Gór Izerskich

Po zdobyciu Skopca jedziemy w kierunku najdalej na zachód wysuniętego pasma górskiego - Gór Izerskich. Najpierw odwiedzamy Szklarską Porębę, po drodze zainteresował nas pięknie się prezentujący zamek Chojnik oraz Wodospad Szklarki i Muzeum Mineralogiczne, ale nie mamy czasu Jedziemy na Rozdroże Izerskie w kierunku Świeradowa, zaliczając słynny zakręt śmierci. Droga prowadzi przez lasy widać, że jest mało uczęszczana, korzystają z niej głównie rowerzyści oraz sportowcy zdobywający tu formę przed sezonem zimowym. Bez trudu znajdujemy Rozdroże Izerskie, są szlaki, którymi mamy przejść, ale schronisko, które tu kiedyś działało zionie pustką, jest zamknięte na głucho. Poza tym to całkowite pustkowie. Jednak szlak zielony jest więc ruszmy żwawo w górę najpierw wygodnym traktem leśnym. Potem szlak wywija się w prawo i ostro podchodzi pod Zwalisko. Po pokonaniu tego krótkiego jak się okazało podejścia znowu idziemy zboczem, aż do rozdroża pod Zwaliskiem. Teraz już grzbietem i po jakichś 100 m, niespodzianka fantastyczna skałka, mapa mówi, że to Zawalidroga. Odpoczywamy tu chwilę, oczywiście moja młodzież musiała wejść na górę. Pogoda zrobiła się prawie letnia, zupełnie nie do uwierzenia, że wczoraj marzliśmy na Śnieżce. Z góry rozciągają się fantastyczne widoki na okoliczne skałki, których jest cała masa jak: Wieczorny Zamek, Skarbki, Skalna Brama itd. W dali pokazuje się kamieniołom Kopalnia Kwarcu Stanisław. Jest zupełnie pusto, brak turystów, a pobliskie Karkonosze są tak zadeptywane. Po pokonaniu fajnego odcinka pomiędzy skałkami, znajdujemy się nagle w przemysłowym świecie, ciężarówki, kurz, hałas i ostrzeżenia, że szlaku nie można używać w godzinach odstrzałów Szybko przebiegamy ten odcinek pozostało 20 minut do odstrzału i marzymy by znowu znaleźć się w lesie i bajkowym świecie skałek. Teraz idziemy czerwonym szlakiem, który ma nas zaprowadzić pod Kopę. Faktycznie wkrótce opuszcza on asfaltową drogę prowadzącą do kamieniołomu. Idziemy przez las, jedyna niedogodnością są mokradła, które trzeba obchodzić, a ścieżka jest bardzo wąska. Teraz jeszcze jedna trudność, szlak nie przechodzi przez wierzchołek, z mapy wynika, że prowadzi tam przecinka leśna. Trzeba odnaleźć tę drogę. Na miejscu okazuje się, że po lesie, który jest na mapie pozostały tylko kikuty uschłych drzew. Pomiędzy nimi trudno dostrzec drogę. Wiemy już co zniechęciło turystów, do Gór Izerskich, to właśnie ten przygnębiający obraz klęski ekologicznej. Na szczęście po chwili dostrzegamy stary mostek z drewnianych bali, za którym jest droga prowadząca na górę. Jesteśmy pewni, że to droga na Wysoką Kopę Przekraczamy mostek i zdobywamy drugi dzisiaj, a mój dwudziesty drugi w kolejności szczyt. Za wierzchołek uznajemy miejsce, gdzie jest betonowy słupek, znak geologiczny. Klęska ekologiczna ma jeden pozytywny aspekt, pozwala na rozkoszowanie się do woli widokami z najwyższego punku. Nic go nie zasłania. Szkoda też, że nie zadbano by do najwyższego szczytu był poprowadzony szlak i był on odpowiednio wyeksponowany. Powrót zaplanowaliśmy drugą stroną, idziemy więc dalej czerwonym szlakiem w kierunku Świeradowa, mając zamiar zejść na dół szlakiem żółtym Jednak jest to trochę okrężna droga. Korzystając z faktu, że nie jest to park narodowy, oraz zniszczone lasy nie zasłaniają widoków, postanawiamy skrócić drogę, idąc na przełaj przez zbocze. Skrót udał nam się znakomicie, po drodze spotkaliśmy całe stado jeleni, co było dla nas wyjątkową frajdą. Jednego próbowałam sfotografować, ale efekt jest mizerny, był za daleko na zdjęciu ledwo go widać Szybko docieramy do żółtego szlaku i wracamy do samochodu mijając po drodze potoki Widły 1,2,3, itd. To Uczenie potoków skraca nam drogę. Ponieważ poszło nam szybko, wracając w Szklarskiej Porębie odwiedzamy Muzeum Mineralogiczne, jesteśmy zaskoczeni bogactwem minerałów jakie tu zaprezentowano i nie oparliśmy się pokusie zakupu pamiątki Potem jeszcze odwiedzamy Wodospad Szklarki, na inne wodospady brakuje nam czasu i ruszamy w kierunku ostatniego dzisiejszego punktu programu - Rudawy Janowickie - Skalnik.

07.X.2003 r.

Chcę pogratulować wspaniałego wydawnictwa. Miesięcznik SUDETY "wpadł" mi w ręce od numeru lipcowego bieżącego roku. Jestem mieszkańcem Zambrowa, miasteczka w północno-wschodniej Polsce. Wielkie było moje zdziwienie, gdy w jednym z punktów sprzedaży czasopism trafiłem na Wasze wydawnictwo.
Kocham góry, nię o nich i męczę się na tych nizinach - cóż, taki los. SUDETY stały się balsamem na moje udręki. bardzo bym chciał, żeby powstał również kącik dla miłośników skamieniałości i minerałów - które uwielbiam. Jak wiadomo Sudety to geologiczna skarbnica. Wspaniałe są działy dotyczące sztuki i geograficzno-krajoznawcze.
Jestem pracownikiem Miejskiego Ośrodka Kultury w Zambrowie na stanowisku plastyka. Bardzo bym chciał, aby Szanowna Redakcja przyjęła moje skromne dziełko jako znak sympatii.
Włodzimierz Dąbkowski